Jakiś czas temu lubiłem pisać siedząc nad pewnym jeziorkiem. Odkryłem je przypadkowo podczas wizyty w Urzędzie Skarbowym. Mówiłem sobie, że jezioro ma szczególny klimat; pływały tam kaczki i czasem łabędzie. Pląsał się kot, który mnie rozśmieszał, ławki jednak były niewygodne. Jakiś czas później kot znikł; coraz rzadziej przychodziłem, aż pewnego razu wdałem się w pyskówkę z wyjątkowo nieprzyjemną starszą panią, która nienawidzi ludzi, za to kocha zwierzęta...
Nie tak dawno odkryłem nowe jeziorko, jest jeszcze bardziej klimatowe. Przypomina wieczorem okładkę z książki Kinga: "Wiatr przez dziurkę od klucza". Tam piszę, pisałem bo idzie zima. Mam nadzieję, że jeszcze długo gliwiczanie nie będą tam ściągać, chodzą nieliczni, bo reszta nie wie (tylko dwie panie chodzą w kółko i stukają kijkami do nordic walking).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz