„Epizod miłosny”
Z zachwytem odłożyłem powieść „PiesBaskerville’ów” marząc, aby i mi przydarzyło się coś takiego. Od lat
studiowałem nauki ezoteryczne i sporządziłem wiele algorytmów, bazując na
najwspanialszych książkach, jakie udało mi się wygrzebać; kojarzyłem
uniwersalne prawdy- które uznałem za najskuteczniejsze i za najbardziej
intrygujące.
Wierzyłem, iż dzięki mej inteligencji i wiedzy uda
mi się zostać kimś w rodzaju czarodzieja. Kontemplując prawdy, niektóre bardzo
oczywiste, wnikając w ich sedno na poziomie mistycznym, chciałem poruszyć
mechanizmy do których normalny człowiek nie ma dostępu.
Oczywiście nie chodziło tutaj o zostanie magikiem
ze spiczastą czapką upstrzoną gwiazdkami. Mam na myśli raczej: być kimś takim
jak Sherlock Holmes, ale wzbogaconym o pierwiastek duchowy, dla kogo
intuicja nie jest uboga kuzynką spostrzegawczości....
Tego dnia wyszedłem z domu około siódmej; poranek
uskrzydlał mnie, zawsze wolałem wieczory i noce, ale wolność jaką daje
samodzielność otwiera oczy na nowe uroki życia. Nie mogłem pozwolić, aby jakieś
niebezpieczeństwo zagroziło rosnącej perfekcji mojego życia i nie mogłem
ignorować zadziwiających oznak, przeszłość nauczyła mnie tego, co zresztą stało
się przyczyną mojej pasji dotyczącej tajemnej , hermetycznej wiedzy.